poniedziałek, 28 grudnia 2009

Święta, święta i po świętach

Bardzo oryginalny tytuł wymyśliłem, ale jakoś nie mam ochoty na pisanie tej notki, a to dlatego że te święta jakoś źle się skończyły. Ale wszystko po kolei :) Najpierw wigilia, bardzo miło i sympatycznie w rodzinnym gronie. Potem "pasterka" w primusie. Szkoda, że się spóźniłem do domu bo brat już poszedł spać, a mieliśmy jeszcze omówić jedną sprawę ;) Ale wspomnianą sprawę udało się omówić w pierwszy dzień świąt, w szerszym gronie. Drugi dzień jakoś podobnie, oczywiście cały czas na pełnym żołądku, ale mam nadzieję, że wszyscy tak mieli ;P Wieczorem przyszli kolędnicy, pośpiewali, a potem poszedłem z nimi. Ale daleko nie zaszliśmy bo się już większość zmęczyła. Dlatego poszedłem znowu do primusa, ktoś tam miał urodziny nawet ;P Przyszła nawet orkiestra dęta, a jako, że po kolędowaniu została mi harmonijka w kieszeni chętnie się przyłączyłem. Po pijaku jestem całkiem dobrym muzykiem :D Gorzej jeśli chodzi o trzymanie gardy ;P Ale wzięli mnie z zaskoczenia i mieli przewagę liczebną Widzę już na oboje oczu, ale do sylwestra się raczej nie zagoi :( właśnie.. trzeba powoli pomyśleć o zakupach i innych organizacyjnych rzeczach :)

poniedziałek, 21 grudnia 2009

¡Hola todos!

Trochę minęło od ostatniej notki. Wiele rzeczy się w tym czasie wydarzyło. Były po drodze przecież 2 weekendy :) W ten wcześniejszy doszło do spotkania klasowego z LO i chociaż nie było nas zbyt wielu, zabawialiśmy się naprawdę wyśmienicie :) Całe szczęście, że zamiast iść do Kamińskiego na wódę skręciłem do Primusa na wódę i piwo. Gdybym jednak skończył u Kamila, nie wróciłbym przed ranem, a rano trzeba było jechać do Wisły na 12 urodziny Ani :) Mieliśmy wracać w niedzielę, ale w poniedziałek pojechaliśmy do Istebnej i potem mieliśmy wracać, ale jednak jeszcze zostaliśmy w Wiśle z nadzieją, ze we wtorek uda się co nieco poszusować... Niestety, pomimo coraz to grubszej warstwy śniegu, wyciągi były jeszcze nieczynne :( Trzeba było więc zwijać manatki, ale pdzięki całej tej wprawie dowiedziałem się, że kino francuskie nie jest aż tak tragiczne jak myślałem. Najlepszym tego dowodem jest film "Jeszcze dalej niż na północ" eh? :D

Jakoś znowu nastał weekend. Nawet nie wiem Kiedy, ale to zapewne dzięki miłej lekturze: Trylogii Czarnego Maga napisanej przez Trudi Canavan. Wcześniej łyknąłem też jakąś książkę Andre Norton :) Nie ma się co dziwić że ten tydzień szybko minął :) A w piątek... W piątek... Jak zwykle! Zajebiście. Oczywiście primus, chociaż towarzystwa niewiele, zapewne przestraszyli się dwudziestostopniowych mrozów :P Za to z ludźmi którzy nie wymiękli daliśmy po gazie ;/ Wiśniówka to zło. Potem niespodziewanie nadeszła sobota. A w sobotę... ¡Viva Mexico! ¡Hasta siempre! :D Dzięki Gośce mogłem uczestniczyć w niezwykle hucznej wystawie fotografii w tyskim Skupie Kultury na ulicy Kardynała Wyszyńskiego. Nauka salsy nie poszła w las, bo Goha Gej wygrała pół kursu hiszpańskiego ;P Zabawa była przednia, niczym pewnego dnia, dawno temu w Kantynie Laser. Z karabinku jak sraką do zlewu! Pełnym strumieniem! Tak właśnie lała się tequilla :D Zapomniałem dodać, że w ostatnich dniach miałem też przyjemność przeczytać Dzieci Hurina by J.R.R. Tolkien :)
I to wcale nie za wysokie progi! :D A wczoraj i w sumie dzisiaj też, zostało postanowione, że urządzimy tu balangę wszech czasów! Domino leć po kieliszki! Bo sylwester już blisko :) W zasadzie to wygląda na to przybędą same znane osobistości, prawdopodobnie nawet Al Capone i Marylin Monroe! ;) Zobaczymy co to będzie :D

Ważna informacja na przyszłość: dnia 16 grudnia roku pańskiego 2009 doszło do ścięcia fryzury ;P

czwartek, 10 grudnia 2009

Archiwizacja :)

Po weekendowych zajęciach nastał czas stagnacji i lenistwa. Oprócz tego dopadła mnie choroba, ale to już w weekend byłem chory w sumie ;P Niestety nie brałem gripexu i został mi jeszcze tylko kaszel :D W sumie to nic takiego się nie wydarzyło ostatni godnego zapisania, ale to chyba też można zapisać?:P Muszę jeszcze dodać ze mam za sobą okres szantowo-piracki. Teraz wkroczyłem w okres Woodstockowy. Do wspomnianej imprezy pozostało jeszcze 231 dni. Na deser to co tygryski lubią najbardziej:



ta piosenka mi się zapętliła
kocham to :)
G D e C :)

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Andrzejki reloaded

Czyli krótka historia o Wigilii Powtórki Andrzejek i o samej Powtórce :) Otóż jako żw w piątek, czyli w ową wigilię odszedłem z B.I.M.'u, nie mogło się więc skończyć tak żeby tego nie oblać :) Oczywiście Primus, a w nim najpierw Morcin, Potem Karmlina Tęcza, PAF (w okrojonym składzie bez Agi:( ), Michał, brat Dziwadła, a na koniec jakiś nieznajomy patriota i barmanka która odwiozła mnie do domu :) Około rana dowiedziałem się, że Szczur będzie mi towarzyszyła w obchodzeniu właściwego Dnia Wała, czyli dnia pomiędzy barbórką a mikołajkami. Tak się złożyło że ekipa właśnie w tym dniu postanowiła obchodzić andrzejki :) Może i nie było tabaki, ale była Skurwolańska.. szkoda tylko, że nie mogłem prawie wcale pić ze względu na kiepskie samopoczucie wywołane AH1N1 ;P Szczur za to tym razem doskonale nadrabiał moje braki :) Wypiła najwięcej ze wszystkich przy stoliku i non-stop porywała kogoś do tańca, zazwyczaj mnie ;P Po wielu próbach dodzwoniliśmy się do Wrocławia, gdzie Siur świętował swój jubileuszowy koncert ;) Znaleźliśmy też człowieka z Manhattanu, co prawda kiepsko władał językiem, ale zawsze coś :) Udało nam się też uratować jedną osobę, a potem porozmawiać z nią w językach romańskich :) Znowu Monika:P Jednak gwoździem programu było budzenie Szczura i droga do domu :) Gdy pierwsze skończyło się sukcesem, co Szczur może potwierdzić, nadszedł czas na spacer. Marzena, bo tak Szczur ma na imię, była przekonana, że doskonale zna drogę do domu... pewnie kiedyś w końcu byśmy doszli ;) Nie wiedziałem, że człowiek potrafi być aż tak nieasertywny i tak mało wybredny jeśli chodzi o miejsce do spania :) W drodze na przystanek górnicza orkiestra zrobiła nam paparara i Szczur pojechał, a ja wróciłem do łóżka z gorączką, zresztą zaraz też się kładę ;P myslę, że to nie AH1N1 ;)

wtorek, 1 grudnia 2009

Starfish really loves you!

Jeden z moich ulubionych kołków obchodzi dzisiaj urodziny. Nawet nie chodzi o mamę Szczura ;) Chodzi o Siura która czy lata temu ukończyła 18 lat. Z tej okazji Życzę jej jeszcze raz wszystkiego najlepszego ;) Pofatygowałem się z innymi Kołkami nawet z tej okazji do samych Katowic, aby uczynić Siurowi niespodziewajkę :D Wszystko poszło zgodnie z planem, no prawie wszystko, bo Siur zaskoczyła i nas wychodząc niespodziewanie z wykładu. W kredensie nie obyło się gry w zgaden sie bitte was ist das, a także bez dużej ilości kołkowego śmiacia :) Nigdy nie zapomnę miny solenizjantki. Posiadówka była jednak niezwykle krótka, trzeba było szybko zasuwać na pociąg, ledwośmy na niego zdążyli. W pociągu za to zajadaliśmy się ogórami, nuciliśmy pam para pampararira i stwierdziliśmy że nic na siłę, nawet taka zdziwiona pani która obok nas siedziała mogła by to potwierdzić. Z tą siłą to szczególnie jeśli chodzi o otwieranie drzwi :D To taka krótka relacja z dzisiaj, pisana na szybko.
A właśnie mi się przypomniało, że miałem poczytać ŻGiMP, które mają w niedługim czasie wyjść w formie kalendarza z wyrywanymi kartkami :)
Progresywnie patrząc wczoraj nie spałem z warkoczem, ale to dlatego że zapomniałem o to poprosić Agę, a jako, że jestem człowiekiem z zasadami, unikam niepotrzebnego robienia sobie warkoczy ;P Uraczyliśmy się za to wyśmienitym czeskim filmem pod tytułem Butelki Zwrotne. Naprawdę polecam. Żanet. Kaleta ;)

niedziela, 29 listopada 2009

Poprostu Andrzejki :)

Motywem przewodnim tego bloga, z założenia, są imprezy, spotkania towarzyskie, wyjazdy, zabawy i ogólnie rozumiana rozrywka. Jeśli rzeczy te wydarzyły się i są warte zapamiętania, zostają tu opisane :) Dlatego teraz pomimo zmęczenia z przyjemnością coś opiszę :) Mianowicie andrzejkowy weekend, "festiwal" nawet :D Całokształt przybrał kształty wspaniałego wydarzenia kulturalno-społeczno-pijacko-muzyczno-towarzysko-koncertowo-poznawczo-turystyczno-zajebistego :) Było to tak...

Dawno, dawno temu. Nikt już nie pamięta kiedy i gdzie. Ktoś obczaił, że kołki idą na Żywiołaka w andrzejkowy wieczór, jak więc mogło by mnie tam zabraknąć? No powiedzcie mi jak? :) No nie mogło po prostu! :D ¡Si! Por supuesto. :D Pierwszy plan zrealizowany został w 100%... brzmiał on tak: spotkać się pod primem i wymyślić plan dalszego działania. No może troszkę się spóźniłem bo trzeba było pyszną flachę z Morcinem obalić. Jabłko-mięta jeszcze nigdy nie smakowała tak wspaniale i jeszcze nigdy mnie tak nie zmęczyła ;P Przy dźwiękach wspaniałej muzyki bańka szybko pękła (za szybko). Ale to był dopiero początek wieczorku, pod Primem czekały moje ulubione Kołki: Siur, Dziwadło oraz spodziewana niespodzianka wieczoru: Szczur ;P Obmyśliliśmy plan aby udać się na PROpreParty do Galicji. Była posucha okropna z siedzeniami, ale jakoś się wbiliśmy do stolika Ekipy Kaśki, Mariusza, Judyty, Magdy i jeszcze jednego jakiegoś kolesia ;P Rozmawiając o poważnych sprawach czas szybko upływa, szczególnie w miłym towarzystwie przy jakimś symbolicznym piwku:) Trzeba było potem zmienić lokal na Primusa, zalęgły się tam bowiem inne, wcale nie mniej lubiane, kołki oraz całe mnóstwo dawno nie widzianych znajomych. Gdybym z każdym chciał wypić jedno piwo, nie wyszedł bym stamtąd do środy. Gdy ujrzałem Martynę to prawie wybiłem sobie zęby o podłogę. W szoku ciężkim jestem do teraz.. ba! Nawet Pan Seba był chyba w szoku :) Fajnie było powspominać stare studenckie czasy :D Potem pojawiła się Sabrina Nastoletnia Czarownica... omg! Jej nie widziałem chyba jeszcze dłużej niż pół roku ;P W międzyczasie musiałem się nieźle naprodukować żeby wyjaśnić Kołkom teorię względności kolejności epok historyczno-literackich. W każdym bądź razie renesans leży pomiędzy gotykiem, a barokiem, ale za rok. Dodam tylko że 2 równoległe osie czasu nie stanowią układu współrzędnych :D S&S jak zwykle wymiękły wcześniej, poszły w siną dal, ale Dziwadło, pomimo tego że ma najgorzej, wytrwało jeszcze jedno piwo, które zresztą jej wylałem :D Gdy już się wyspała trzeba było zagrać w piłkarzyki i to nie prawda, że Dziwadło zawsze wygrywa :P Raz był remis a raz ponieśliśmy klęskę w dwumeczu przeciwko Sabinie i jej koledze ;P Po wyjściu jeszcze szybki telefon do Siura, który ze mną rozmawiał i tego nie pamięta, chociaż miał swoją podręczną pamięć pod ręką ;P Teraz nastąpił bardzo pouczający i ciekawy wykład o leśnictwie, głównie o świerkach istebniańskich i wymieraniu monokultur.

Nagle nastał dzień drugi tego festiwalu :D
Też nie pamiętam co mi się śniło, ale się cudownie wyspałem :) Do 16 jakoś te parę godzin szybko przeleciało.. Przyjście dziewcząt na Wściekłe Pięści Węża zmotywowało mnie do posprzątania pokoju, oprócz tego musiałem przemeblować conieco i ugotować tajemnicze placki ;P HY-TŻ i rumuńskie przysłowia bardzo się spodobały S&S i Gośce, mi zresztą też, po raz kolejny. Szkoda że Dziwadło nie oglądało z nami, ale ona zawsze ma najgorzej :P Ale doszła akurat na napisy i przyniosła całe pudełko kolorowych paseczków, cieszycie się?:D Autobus dowlekł się do Bielska, a my nawet po drodze mogliśmy usiąść. na szczęście Support się spóźniał więc zdążyliśmy na początek koncertu ;P Zapomniałem już, że w Rudym mają Brackie! :) Koncert... był wczoraj, a ja od wczoraj bardzo ich polubiłem :) Mam nawet autografy! Yeaaaaaaaa Charlieeee! Nie spodziewałem się w ogóle takiego szału :) Żywiołak chyba też nie, 3 razy do nas wychodzili! ;D Ale wszystko co dobre szybko się kończy, trzeba było wracać, nawet na atobus zdążyliśmy! :) Na autobus do Galicji! :) Czekały nas tak te same kołkownice które dzień wcześniej czekały nas w Primie, tj. Mizeria i Darek, a na dodatek trzeźwy Piotr :D Miło spędzaliśmy czas, graliśmy w "Zgaden sie bitte kto bist to", czyli grę prawdziwych niemieckich żołnierzy! Raz zgadnąłem Anię z Zielonego Wzgórza. Dla pomysłowości Szczura mówię bravo! Dzisiaj propagowałem ta grę dalej, z pozytywnymi skutkami! :) Trzeba było jednak wracać, dobrze, że Piotr miał samochód :) Zanim tam jednak doszliśmy wydarzyło się wiele rzeczy.... eksplodowały piłkarzyki, jakimś sposobem miałem choinkę we włosach, kosze na śmieci okazały się zdradliwe, a Mizeria i Piotr zostali zdemaskowani... są hetero i mają romans. Doszliśmy do tego automobilu, zmieściliśmy się, ale daleko nie zajechaliśmy bo zastawiły nas pały :( Całę szczęście, że liczyć nie umieją, a może mają kiepski wzrok? No w każdym bądź razie Siura nie zauważyli ;) W związku z powyższym S&S znowu musiały iść na nogach do domu :P

Festiwal był skończony, wspomnienia i nowo-zawarte znajomości na pewno zostaną na całe życie, pozostanie jednak tęsknota do następnego festiwalu! :) Oby to nie było za rok ;) No.. skończyła się impreza, ale nie weekend, w niedziele nie obyło się bez styczności z co najmniej jednym kołkiem: Szczur koniecznie chciała pożyczyć aparatu, pojechałem więc jej go zawieść do hacjendy Siura, ale zapomniałem go zabrać Ostatecznie się udało, wsadziłem Szczura do pociągu, ale niedługo po jej odjeździe nastąpił najazd.. Czytając chrześniakowi dowiedziałem się naprawdę dużo o dinozaurach. Wiedzieliście, że mogły wyginąć bo najadły się trujących roślin?:P Teraz ostatni tydzień pracy w BIM przede mną, dlatego idę spać :P Zanim to jednak nastąpi chciałbym podziękować, tradycyjnie zresztą :P
Dziękuję Szczurowi, Siurowi, Dziwadłowi, Morcinowi, Kaśce, Judycie, Magdzie, Dominikowi, Marcelinie :* Wielkie podziękowania też dla Martyny i Sabiny, oby następne spotkanie nie było w kolejnej dekadzie.. :* Oby następny taki weekend był za tydzień i oby spełniły się życzenia związane ze spadającą gwiazdą ;) :)

Na koniec miał być ferment, dotyczący hydromasarżu, ale wszystko zostało rozkminione verbalnie/vokalnie :P

Pozdro siusiaczki :)

niedziela, 22 listopada 2009

Rozdział ostatni

Przynajmniej na ten tydzień ;) Obudziłem się rano, a w zasadzie to w południe i zacząłem się zastanawiać co robiłem wczoraj, ale doskonale wiedziałem, że przyśniła mi się Piela :) Ale wieczór... aż mi żal Patisona, że musiała na trzeźwo znosić nasze towarzystwo, to znaczy przede wszystkim moje, ale Agiszon też się przyczyniał, a Beny i Kotlet chyba już przepełnili czarę ;) Całe szczęście że Rudy (aka Jedi, aka Czajnik, aka Krystian) nie doszedł. Dziewczyny do perfekcji opanowały synchroniczne mówienie, a łapanie mnie za słówka wychodzi im też coraz lepiej ;) Niestety musiały szybko kończyć z powodów naukowych :( Na szczęście ja nie, dlatego załapałem się na pizzę na 5 minut przed zamknięciem pizzerii, a do domu wróciłem taksą ;)
Dzisiejszy dzień z kolei upłynął pod znakiem Quentina i Charliego. Z z Charliego to ten sam Z który zginął w Pulp Fiction, baby. Poza tym Charlie po hiszpańsku musiałby brzmieć niesamowicie, byłby jeszcze bardziej niezrozumiały, przynajmniej dla gringos ;)

A na deser moja najnowsza miłość, zainspirowana przez Szajbę ;)

sobota, 21 listopada 2009

Narąbany ;)

Witojcie! Dzisio żech sie konkretnie naromboł. I to wcale nie jest śmieszne, bo cały dzień ze siekierką.. będą zakwasy chyba ;) Za to wczoraj było dużo śmiania :) Co prawda też się narąbałem, ale z takim porąbanym towarzystwem to nietrudno o takie rzeczy. Wszystko przez to, że Siur musiał przekazać Dziwadłowi koszulkę...
Akcja dzieje się w Primusie, prawie niczego się nie spodziewając do baru wkracza Dziwadło... tzn ja się niczego nie spodziewałem, prawie. W chwilę potem wkracza niczego niespodziewający się Siur. Przyszła oczywiście najwyżej na jedno piwo, góra osiem. 2 do dzisiaj mi jeszcze leci :D Zawiodłem się trochę, nie wypiła swego buflo.. zrobiła kilka łyków i powiedziała, ze to już połowa. Ja tam swoje oba bufla wypiłem, myślę że to one mnie tak zniszczyły.. Gdzieś po drodze odbyła się bardzo zabawna gra, polegająca na wymienianiu się skrótowcami, a wisienką na czubku ciacha był telefon wykonany do Szczura. I to o 23:23 :D Ku mojej uciesze, a co za tym idzie i ku uciesze wszystkich zebranych w barze, jej Stara ma dziś urodziny! xD Z tego miejsca chciałbym podziękować Sąsiadce za Janka Kowalskiego, Siurowi nie wiem za co, Szczurowi za jej Starą, a przede wszystkim Dziwadłowi :D za rozmowy nocą i odprowadzenie mnie do jej domu ;P
Nie pamiętam co tam jeszcze ominąłem, ale nie mam czasu, trzeba iść na piwo :)
¡Adios amigos! :)

wtorek, 17 listopada 2009

Niby nic...

Kolejny raz kierowany zazdrością postanowiłem dać upust swym emocjom.. Dobrze, że klawiatura przyjmie wszystko: okruchy ciasta, chleba, litry piwa i kompotu, a czasami nawet jakieś mądre słowo ;P Na początek muszę się pochwalić moją nową ukochaną piosenka, chociaż pewnie jest ona wam znana nie od dzisiaj, mi zresztą też :P I nie chodzi o przeczucie ;P Piosenka ta podoba mi się tym bardziej, ze uruchomiłem 5.1 już, więc przy okazji zapraszam na seanse ;P



Co dalej? Jutro trzeba już do B I M'u, ale jeszcze warto wspomnieć ostatnie dni.. Bardzo przykrą wiadomością jest fakt, iż w przyszłym roku nie będzie wina z wiśni, a przynajmniej nie z tych z których jeszcze w sobotę wszyscyśmy pili ;P Drzewo padło pod kilkoma ciosami drwala, ale są też plusy: nie będzie liści na aucie ;P Po ścince przyszedł czas na robotę hydrauliczną... przy montowaniu bojlera można się nieźle nawalić ;P
Uważajcie na ostrą paprykę bo skóra na pewnych częściach ciała jest bardzo podatna na jej działanie. Na przykład powiecze ;P

Dobrze że jeszcze tylko jutro i pojutrze i już weekend(!) :D

poniedziałek, 16 listopada 2009

Peace'n'love

Od wczoraj noszę się z zamiarem napisania tej notki. Czekałem jednak aż wytrzeźwieję i jakoś się chyba nie zapowiada :P Dlatego postanowiłem coś szkryfnąć po pijaku :) Zobaczymy jakie będą tego rezultaty...
Impreza w tym tygodniu zaczęła się późno bo w sobotę, a to było tak: obroniłem się z rana(:D) potem jakiś czas nic się nie działo, oprócz dokręcania tamponem pacyfek. Zresztą po drodze na właściwe miejsce kaźni też znalazło się trochę miejsca i czasu na to, nawet Siur się w to wciągnął :P I ten wzrok starszej kobiety która siedziała obok nas... bezcenny ;) Potem nastąpiła krótka wizyta w Żabce, po której Siur nie wisi mi już ani jednego piwa, a draże, które myślałem, że są wydmuchane i zjedzone, wcale takie nie są. Zaczaiły się w plecaku i czekają na najbliższe spotkanie z Kołkami :) Znalazło się też miejsce w plecaku na zabranie TEGO wina, więc był mój ulubiony zestaw: piwo, wino, wódka :) Chociaż z tym winem to symbolicznie :) Było badanie wędzidełka (to chyba od tego dymu ta nazwa), o którym właśnie mi Szczur przypomniał, było oczywiście dmuchanie draży, ale z paczki Szczura. Podział na pokoje tematyczne i kolejki prawie jak do Tojków na Woodstocku, zresztą cała impreza przypominała troszeczkę Woodstock :) Tylko na Woodstocku są inne kanapki, na przykład z Nutellą, tutaj Benia się popisała i zrobiła z ogórkiem i serem, podejrzewam że Siur zjadł mi połowę z nich ;P Były też szelki, chociaż miało ich nie być, było wojna błyskawiczna o opaskę, która poniosła chyba jeszcze większe straty niż Szczur, została rozdarta :( Było zaskoczenie Siura kiedy usłyszała "fuj! jakie to niedobre" :) Były wiśniowe tasiemki opadające z nieba aż do ziemi i cukierkowy zespół, nie wspominając już o lizakach i innych słodkościach. Nie obyło się też bez wspólnego sikania.. a co, dlaczego Siur ma być lepsza?:P Poznałem też Monię, która śniła mi się noc wcześniej, to dość ciekawe uczucie ;P Poza tym zostałem zarażony Przeczuciem, że to będzie dobra noc i w ogóle wiedziałem żeby nie pisać tej notki po pijaku, bo potem totalny młyn wychodzi :P Najwyżej kiedyś zaedytuję :P
Pamiętajcie moje drogie dzieci-kwiaty! Make Love and drink wódka! :) Dzięki wam :*

wtorek, 10 listopada 2009

Równowaga

Początek weekendu.... i gówno. Bo ostatnio z tą równowagą trochę ciężko. Chodzi przede wszystkim o zachwianie się planów na nadchodzący piątek i sobotę. Koncert SnL pewnie przepadnie, a impreza u Pieli też może się odbyć beze mnie o.O fajnie... ale nadzieja umiera ostatnia ;P

niedziela, 8 listopada 2009

Realizacja zamierzonych planów

PROLOG (gr. profesjonalne słowo)
Nie wiem nawet od czego zacząć, bo jest do opisania tyle rzeczy, a najgorsze, że połowy i tak nie wspomnę bo nie przypomnę sobie... ale przynajmniej się postaram.

ROZDZIAŁ I
Więc po kolei: weekend zaczął się oczywiście w środę. Bo od środy uporywałem się z ostatnimi poprawkami do pracy licencjackiej.. w międzyczasie oczywiście 99999 innych spraw na głowie, ale ostatecznie do piątku zdążyłem. Po oddanie pracy w szkole zaczął się weekend właściwy. Z popiołów strzeliły znów ogniska (shisha), a mrok rozświetliły błyskawice(?). Weekend upłynął pod znakiem czerwonego wina owocowego, które nie było ani tani, ani drogie.. było bezcenne. Na pierwszy ogień do degustacji przystąpiły Agnieszka i Patrycja. Podkurzując i podpijając popłyneliśmy na Fali. Przy okazji polecam jeśli lubicie niemieckie dramaty psychologiczne. Śmiejąc się do rozpuku poszliśmy do Kwiatka, gdzie udało się wypić jeszcze kilka piw, a potem kilka teqilli directo de Mexico... potem powolnym krokiem z moim sąsiadem udaliśmy się do domu.

ROZDZIAŁ II
Ten sobotni, szary i brzydki dzień zaczął się dla mnie niespodziewanie. Obudził mnie telefon od Szczura, który mało tego.... mówił! Niestety nie mam pojęcia co mi powiedział, bo zadzwoniła ona w samo południe, w godzinie w której wszyscy normalni ludzie jeszcze śpią. Ledwo się spostrzegłem a SS (Siur&Szczur) były już u mnie w celu oglądnięcia Bękartów Wojny by Quentin Jerome Tarantino. Film świetny, ale nie miejsce ani pora aby o nim się rozpisywać. W każdym bądź razie polecam. Żanet Kaleta. Po Bękartach przyszedł czas na Solistę, który tez był niczego sobie. Na deser natomiast zostało Sarnie Żniwo! Gęsta posoka lała się strumieniami, podczas gdy my delektowaliśmy się wińskiem, shishą, a na dodatek świeżo rozdziewiczoną tabaką! Absolutną wisienką na czubku kupy bitej śmietany był Charlieeeeeeee... the Unicorn(jedna kukurydza?) Tak radośnie spędzając czas, gdzieś po drodze uciekł SS autobus, musiały się więc udać do namiotu. Tak tak... do namiotu, poszły i ido, ale nie doszły, więc po odprowadzeniu ich biegiem na pociąg udałem się w celu schronienia się przed deszczem do Primusa. Dowiedziałem się że dzień wcześniej przepiłem 13,54zł. Kamień spadł mi z serca, bo już się bałem że zgubiłem. Szczur jest oszustką, miała zapewniony nocleg i wikt.. u Chmury.. ale pogardziła. Ona na pewno nie miała zajęć z panią Żabińską i nie wie że usług turystycznych nie da się zmagazynować, a raz niewykorzystane przepadają na zawsze.

EPILOG (gr. epickie słowo)
Wiele haseł przytoczyć jednak nie mogę, bo nie notowałem, a SS zabroniły mi zaglądać za swoje blogi, tak stałem się obiektem eksperymentu.. ;/ Ale wiecie jaki morał płynie z tej opowieści? Że te kible do szczania powinni wieszać wyżej! A herbata nazywa się herbatą bo pochodzi z Holandii, a nie z Chin.

Dzięki dziewczyny :D

środa, 4 listopada 2009

Moja pierwsza.... jeszcze dziewica! :)

Warto to zanotować: dziś kupiłem Malinkę! Jest jeszcze dziewicą, ale myślę, że tylko do weekendu ;P Poza tym w pokoju pojawił się nowy mebel w postaci monitora, a "te wiertła to se mogą w pizdę wsadzić!" jak to mówi Janek ;P Na deser dnia odwiedził mnie Agiszon :D Warto jeszcze wspomnieć iż na naszej ulicy zamontowali czerwone latarnie (złośliwi twierdzą ze są pomarańczowe), ale co gorsza, z tego powodu nie było dzisiaj prądu od samego rana aż do popołudnia ;/ To śmieszne jak ludzie dziwnie się zachowują gdy im się odłączy na chwilę wtyczkę ;P

Żeby było bardziej "blogowo" to na koniec cytat skłaniający do głębokich przemyśleń: "blblblblblblb"
Dodam jeszcze tylko, że ostatnimi czasy to jest chyba ulubiony cytat Siura ;P

poniedziałek, 2 listopada 2009

Put a banana in your ear

Tak jak w tytule. Piosenka o tytule takim jak w tytule cały dzień chodziła za mną, w pracy, w szkole, na cmentarzu, pod prysznicem i na materacu ;/ Jedno jest pewne: jeśli chcecie być zdrowi na umyśle nie oglądajcie Charliego Jednorożca :P A poza tym dzisiaj cały dzień przykręcałem 20 sztachet do płotu.. strasznie dużo z tym zachodu, lepiej robić już kute ogrodzenia :P
Zapomniałem jeszcze dodać, że przeżyłem dzisiaj ostrą jazdę z Janem C. pseudonim Ojciec. On się minął z powołaniem po prostu... powinien był zostać kierowcą rajdowym o.O Idę jeszcze sobie oglądnąć Charliego, a potem już spać, bo rano po raz kolejny pobudka o świcie ;P

sobota, 31 października 2009

Śląski wieczór galicyjski ;P

Wczorajszy wieczór można zaliczyć do bardzo udanych. W Galicji odbył się przedni koncert dwóch przednich kapel :D Na pierwszy ogień The Redskiss, na drugi Plagiatorzy, ale to przecież chodzi o towarzystwo które naprawdę dopisało! :D W sumie to ja nie wiem po co piszę tego bloga, ale niech będzie :P Więc pojawiło się parę kołków i niekołków, było się z kim witać i z kogo się śmiać ;P Hasła które miałem zapisać, a nie zapisałem zapewne już przepadły ale przynajmniej pamiętam jaki ketchup ma w domu ziele: Kotlin czosnkowo bazyliowy :D Polecam. Ogólnie oczekiwanie na otwarcie stacji benzynowej i oglądanie po nocy TVSilesia to naprawdę godne zajęcia :D Nie można też zapomnieć o telefonach z radia rmffm oraz o tym jak to Siur przyswajał kolejną porcję hiszpańskiego, mam nadzieję, że tak samo jak dotychczasowe osiągnięcia, nauka ta nie pójdzie w las ;P Tymczasem oczekuję na zdjęcia od niej:P Dzięki Dziwadłowi za odprowadzenie mnie do domu :D

a na deser hit wczorajszej, a w zasadzie dzisiejszej nocy:P

czwartek, 29 października 2009

Jak tam siusiaczki?

Trześć! :D
Nadejszla wiekopomna chwila, oto moja pierwsza notka w życiu, a w sumie to już druga taka dzisiaj. Mam nadzieję, że będę tu od czasu do czasu coś pisał oraz że cię nigdy nie opuszczę, a nawet, że będę miał się z czego pośmiać po latach.
To tyle na pierwszy raz... i tak za dużo chyba ;P