niedziela, 8 listopada 2009

Realizacja zamierzonych planów

PROLOG (gr. profesjonalne słowo)
Nie wiem nawet od czego zacząć, bo jest do opisania tyle rzeczy, a najgorsze, że połowy i tak nie wspomnę bo nie przypomnę sobie... ale przynajmniej się postaram.

ROZDZIAŁ I
Więc po kolei: weekend zaczął się oczywiście w środę. Bo od środy uporywałem się z ostatnimi poprawkami do pracy licencjackiej.. w międzyczasie oczywiście 99999 innych spraw na głowie, ale ostatecznie do piątku zdążyłem. Po oddanie pracy w szkole zaczął się weekend właściwy. Z popiołów strzeliły znów ogniska (shisha), a mrok rozświetliły błyskawice(?). Weekend upłynął pod znakiem czerwonego wina owocowego, które nie było ani tani, ani drogie.. było bezcenne. Na pierwszy ogień do degustacji przystąpiły Agnieszka i Patrycja. Podkurzując i podpijając popłyneliśmy na Fali. Przy okazji polecam jeśli lubicie niemieckie dramaty psychologiczne. Śmiejąc się do rozpuku poszliśmy do Kwiatka, gdzie udało się wypić jeszcze kilka piw, a potem kilka teqilli directo de Mexico... potem powolnym krokiem z moim sąsiadem udaliśmy się do domu.

ROZDZIAŁ II
Ten sobotni, szary i brzydki dzień zaczął się dla mnie niespodziewanie. Obudził mnie telefon od Szczura, który mało tego.... mówił! Niestety nie mam pojęcia co mi powiedział, bo zadzwoniła ona w samo południe, w godzinie w której wszyscy normalni ludzie jeszcze śpią. Ledwo się spostrzegłem a SS (Siur&Szczur) były już u mnie w celu oglądnięcia Bękartów Wojny by Quentin Jerome Tarantino. Film świetny, ale nie miejsce ani pora aby o nim się rozpisywać. W każdym bądź razie polecam. Żanet Kaleta. Po Bękartach przyszedł czas na Solistę, który tez był niczego sobie. Na deser natomiast zostało Sarnie Żniwo! Gęsta posoka lała się strumieniami, podczas gdy my delektowaliśmy się wińskiem, shishą, a na dodatek świeżo rozdziewiczoną tabaką! Absolutną wisienką na czubku kupy bitej śmietany był Charlieeeeeeee... the Unicorn(jedna kukurydza?) Tak radośnie spędzając czas, gdzieś po drodze uciekł SS autobus, musiały się więc udać do namiotu. Tak tak... do namiotu, poszły i ido, ale nie doszły, więc po odprowadzeniu ich biegiem na pociąg udałem się w celu schronienia się przed deszczem do Primusa. Dowiedziałem się że dzień wcześniej przepiłem 13,54zł. Kamień spadł mi z serca, bo już się bałem że zgubiłem. Szczur jest oszustką, miała zapewniony nocleg i wikt.. u Chmury.. ale pogardziła. Ona na pewno nie miała zajęć z panią Żabińską i nie wie że usług turystycznych nie da się zmagazynować, a raz niewykorzystane przepadają na zawsze.

EPILOG (gr. epickie słowo)
Wiele haseł przytoczyć jednak nie mogę, bo nie notowałem, a SS zabroniły mi zaglądać za swoje blogi, tak stałem się obiektem eksperymentu.. ;/ Ale wiecie jaki morał płynie z tej opowieści? Że te kible do szczania powinni wieszać wyżej! A herbata nazywa się herbatą bo pochodzi z Holandii, a nie z Chin.

Dzięki dziewczyny :D

2 komentarze:

  1. muahahahaaa, zdecydowanie najlepszym zdaniem jest to o wisience na czubku xD
    Na zajęcia z panią Żabińską, przyznaje się, nie chodziłam, ale to Twoja wina, bo nie napisałeś mi, że oferujesz nocleg. A od kąd to oszuści gardzą wiktem? Bo Twój logiczny (?) ciąg myślowy znów nie zaskakuje xD

    Powiem Ci, że niewielkie braki treściowe nadrabiasz m. in. tłumaczeniem greckich słów^^

    Dzięki za weekend i byle do piątku!:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Serio padał wtedy deszcz?
    Eksperyment przeprowadzony i nawet udany! Niah! Mam nadzieję, że odlałeś nam to wino, którego nie dopiłyśmy i że przywieziesz je w sobotę. Jestem dumna, że przyczyniłam się do rozdziewiczania kolejnej tabaki. Tak. Co ja to jeszcze...?
    Ja słońce. Ty motyka.
    czaga czaga czaga czaga czaga czaga ciu ciu!

    OdpowiedzUsuń