niedziela, 31 stycznia 2010

Oj tam... :D

Ten weekend is ciągle trwa, chociaż jeszcze się nie skończył, ale już i tak mogę powiedzieć że był godny :D Zaczęło się od świętowania sukcesów w sesji... tzn w pociągu, a potem w Krakowie, dokładniej to w Starym Porcie :D Jestem zmuszony przyznać, że bardzo lubię to miejsce, a zwłaszcza towarzystwo z którym tam zawsze siedzę :D Opuszczając ten przybytek chciało mi się zaśpiewać "Żegnaj nam dostojny Stary Poooorcie......", ale grzecznie prosili żeby zachować ciszę po wyjściu, a może chodziło o shishę?:) Następnie zajechaliśmy busem pod sam Szczurzy Dom zostawiając za sobą Mizerię i Dziwadła. Ala i Lasia w ogóle wymiękły i się nie pojawiły ;P Ale jak zmieścilibyśmy się w 8 na materacu Szczura to już nie wiem :D Ale zanim we 4 polegliśmy około 4-5 rano wydarzyło się jeszcze kilka śmiesznych rzeczy i ogólnie miło upływał nam czas, na przykład na graniu w zgaden sie bitte. Bardzo się ta gra spodobała Sąsiadce:D Jakimś cudem nawet nietomny Siur zgadł? :) Szczur chciała.... kurde straciłem wątek ;/ No w każdym bądź razie czuję się bogatszy o wiedzę lingwistyczną, a brudnickie śniadanie kolejny raz pokazało co to znaczy brudnickie śniadanie. Z Kołkami to na koniec świata i jeszcze jeden dzień dłużej :D Ale darmo Hanka... trzeba było wracać, pekaesem, i to na stojąco przez sporą część drogi.. ale oj tam, oj tam, nie ma co narzekać, najważniejsze, że my dojechali :D

A potem w sobotę trzeba było iść na osiemnastki :D Fajna sprawa chociaż solenizanci się oszczędzali z piciem :D Trzeba jeszcze pogwałcić trochę keyboarda i iść spać bo jutro lekcja, potem impreza medyczna a w międzyczasie może Avatar? :)

Dzięki Kołki i nie kołki! :)


Aa właśnie mi się przypomniało że mi się Woodstock śnił! Spaliśmy u kolesia w ogródku z szurapatymi kurami i trzeba było wracać przed północą, ale atmosfera była cudowna :D Śniło mi się także że odwiedziły mnie PAF... jak dawno juz ich nie widziałem :(

środa, 20 stycznia 2010

Boazeria vs. parapet.

Minęło parę dni od ostatniej notki, jednak po ostatnim wybryku tego bloga kiedy to skasował pięknie napisany esej, jakoś nie chce mi się nic tu pisać... ;P Ale chyba warto, wydarzyło się parę rzeczy które wydają się być godne zapamiętania albo chociaż zapisania ;P
Po piątkowych wyczynach na stoku stwierdziłem, że już nigdy nie ubiorę butów snowboardowych i że nigdy nie przypnę do nich deski. Zmieniam zdanie, gdy większość stłuczeń się zagoiła, a ja mogę już jako tako poruszać się o własnych siłach, być może powtórzę piątkowe wywrotki. Dobrze że we Wiśle można się łatwo znieczulić (górskie powiecze itp.), co też chętnie czyniłem z bratem i szwagrem. Bimber. Lubię. :) Ale nie pojechałem do Wisły z powodu parapetu, górskiego powietrza ani bimbru. Mój chrześniak obchodził swoje 5 urodziny, poważny wiek, nie ma co ;P
W poniedziałek ledwo co zdążyłem na pierwszą lekcję gry na klawiszach i trzeba powiedzieć że postępy są naprawdę zauważalne :P
Dzisiaj za to znowu poczułem się młodo i trochę nieswojo. Zostałem przyjęty w poczet studentów na jednej z katowickich uczelni. A teraz powiedzcie mi co to jest ta SESJA? Cały czas słyszę to słowo... Sesja to, sesja tamto... ;/

Może by tak basen dzisiaj? Tylko jeszcze legitki nie ma ;/ ;P

edit: Jednak zamiast basenu był "Sex, papryka i Rock'n'Roll" Dystrybutora faktycznie poniosło ale to był dobry film w doborowym towarzystwie :D Dzięki Siur ;)

Egészségedre! :D

poniedziałek, 11 stycznia 2010

That night was a good night :D

Krew nagła mnie zalewa jak myślę, że mam pisać to jeszcze raz :( Zbudowałem takie piękne wielokrotnie złożone zdania, użułem tyylu równoważników zdań, a wszystko poszło się jebać ;/

Spróbuję jednak jeszcze raz...



Prawie że tak wyglądały moje ostatnie 3 poranki :D Mam nadzieję że to małe arcydzieło się spodoba paru Kołkom :D

Jedziemy z tym Koksem, ale bardzo skrótowo ;P

Piątek: Pierwsza partyjka Eurobusiness w tym roku a może nawet dziesięcioleciu ;P W towarzystwie kuzyna jego dziewczyny i sąsiada :P Towarzyszyła nam też flaszeczka lub dwie :)

Sobota: popołudniowy wyjazd na brudnickie balety :D Najpierw do bb, potem do Biertowic (Wiertowic ;P) Tam z świetnym zgraniem czasu przesiadka do Pyssywagon'a Szczura ;P I do Brudnicy, a w Brudnicy... A w Brudnicy... Jak zwykle! Zajebiście :D Może i "muzyka" nie całkiem taka jak kołki lubią, ale ja dałem radę. Gorzej ze Szczurem która musiała to przeżywać na trzeźwo ;P Ale taki jest los kierowcy :D Padło wiele haseł, nie pamiętam chyba żadnego z nich, ale był Szczur który wszystko ładnie zanotował w pamięci :D Dlatego po hasła odsyłam tam :D Warto zaznaczyć że łatwo dostać przysłowiowy pierdol w Brudnicy, za nieprawidłowe trzymanie rąk i rozmawianie w innym języku niż Polski :P Ale warto też dodać że to były jedyne przykre incydenty ;P Było wiele wiele miłych, chociażby wstydliwe Brudnickie dziewczęta ;P Nie mylić z Poznańskimi Dziewczętami :D

Niedziela: dzień WOŚPu. Po powrocie z Brudnickich pląsów trzeba było się udać na plac targowy gdzie na dzień dobry przywitał mnie Stonehenge, a kawałek dalej po przerwie na piwo, góra osiem pojawiła się grupa Całą Góra Barwinków :D Była Ekipa Czulaczki z Mariuszem Dominikiem i Judytą na czele :D Poznałem nawet osobiście Olę, chociaż nie wiem czy pierwszy raz? Potem pojawił się Byku ze swoją grupą na czele... To znaczy był Byku, Jadźka na czele i grupa...:) Nie zabrakło też Marka Ślimaka P. z Kingą i jego bratem. Same szpece od ślrubokrętów, okien a przede wszystkim od transportu i logistyki ;P Pod koniec siedzieliśmy już wszyscy razem, ale już się nie sztachaliśmy helem :D Bo się skończył ;)

Poniedziałek: Dzisiaj najważniejszym wydarzeniem było odwiedziny Siura u mnie :D Pod pretekstem odebrania mi Szczurowych notatek obejrzeliśmy Kill Bill'a i skurzyliśmy shishkę. Ola twierdzi, że do teraz czuje jej smak ;)

I gotta feeling that this weekend was a good weekend :D
Ponadto chciałbym bardzo podziękować Szczurowi za naprawdę dobrą zabawę :) Reszcie kołków i nie-kołków oczywiście też :) Przynajmniej nie mam złamanej nogi ;D

czwartek, 7 stycznia 2010

WOODSTOCK!

Może i tytuł trochę mylący, ale nie mogłem wymyślić lepszego. Chciałem napisać tylko, że wymieniłem dziś własnymi siłami tłumik w Golfie... dwójce. Nie ryczy już niestety jak GTI i znów 10 koni mniej :( Ale pocieszam się bo może znowu urwę niedługo :)
Tymczasem nachodzą mnie dziwne sny, ostatni jaki pamiętam wygląda tak: siedzimy na stacji już w powrotnej drodze z Woodstocku. Stację dobrze kojarzę z innych snów, gdzieś w okolicach Skoczowa albo Goleszowa ;P Podjechał pociąg, wszedłem zobaczyć czy to ten, ale on ruszył. Na szczęście Siur zabrał mi bagaże i usadowił się w przedziale z jakimiś Hinduskami które nie chciały pić herbaty, ale całkiem dobrze mówiły po polsku ;P Myślę, ze to ma związek z tym że za 200 dni będziemy już na polu woodstockowym, lub, w najgorszym przypadku, w drodze na nie :D
BTW dobrze jest sypiać do 13 :) ;P

niedziela, 3 stycznia 2010

2010

"Umrzeć to jak obudzić się po naprawdę udanej imprezie, kiedy człowiek ma jeszcze sekundę czy dwie niewinnej swobody, nim zacznie sobie przypominać, co robił wczoraj w nocy, a co wydawało się takie logiczne i takie śmieszne. Jeszcze później pamięć podsuwa wspomnienie tego naprawdę rewelacyjnego numeru z kloszem od lampy i dwoma balonami, wszyscy boki zrywali ze śmiechu... Po czym uświadamia sobie, że dzisiaj wielu osobom będzie musiał spojrzeć w oczy, a jest już trzeźwy, i oni też, ale wszyscy pamiętają..."

Umarłem. :D Bo to był sylwester na miarę nowego tysiąclecia, co zostało zresztą dokładnie przedyskutowane :D Przy klimatycznym ryżu w nastrojowej muzyce z lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku przedyskutowane zostały także sprawy bardziej poważne. Nie pamiętam już niestety jakie. Pamiętam za to, że była Skurwolańska na pierwszy ogień :D W wyborowym towarzystwie oczywiście nie mogło by jej zabraknąć. Dużo śmiacia ogólnie było, jazdy samochodem po pijaku, tańczenia (również do Muzyki zespołu Fill). Nie odbyto się też bez gry w zgaden sie bitte (Wo ist wo? wg. Siura [czyt. hujstwo - wg. Zbycha z Goczałkowic]). No i o północy poszlimy na pole, a tam ciocia Krysia. Piotr bardzo entuzjastycznie zareagował na tą wiadomość. Były zimne ognie (Siur gasił je na języku), szampany, rakiety i lasery. Odwiedziliśmy też siostrę moją :D Następnie wróciliśmy do domu, Siur poszedł spać a my pić dalej... Piotr dołączył do Siura w późniejszym terminie, Mizeria w związku z tym pozmywała naczynia za co jestem jej dozgonnie wdzięczny :) Ogólnie pomysł imprezy w klimatach lat prohibicji wydaje mi się trafiony :D Sesja z cygarem w buzi jest wspaniaa :D Nie przeszkodziło mi nawet podbite oko ;)

1 stycznia był dalszym ciągiem imprezy, chociaż już nic nie piliśmy to oglądnęliśmy "Happy tree friends". Dowiedzieliśmy się wiele ciekawych sentencji życiowych, m.in. takiej że życie to impreza i że każdy jest na nią zaproszony. :D Almondowar też dał radę, chociaż wg. mnie mogło być lepiej ;P Być może to zbyt ciężkie kino na afterparty ;P

"Pewnie się zastanawiacie czy po tym całym zamieszaniu zostały mi jeszcze jakieś klosze i balony?" :D Balony owszem, a do tego szampany, które mam nadzieję wypijemy przy najbliższej okazji ;) Dziękuję wszystkim paniom i panom kołkom :D I T. Pratchett'owi za użyczenie cycatów :D

Wszystkiego najlepszego w nowym roku ;)