Ten weekend is ciągle trwa, chociaż jeszcze się nie skończył, ale już i tak mogę powiedzieć że był godny :D Zaczęło się od świętowania sukcesów w sesji... tzn w pociągu, a potem w Krakowie, dokładniej to w Starym Porcie :D Jestem zmuszony przyznać, że bardzo lubię to miejsce, a zwłaszcza towarzystwo z którym tam zawsze siedzę :D Opuszczając ten przybytek chciało mi się zaśpiewać "Żegnaj nam dostojny Stary Poooorcie......", ale grzecznie prosili żeby zachować ciszę po wyjściu, a może chodziło o shishę?:) Następnie zajechaliśmy busem pod sam Szczurzy Dom zostawiając za sobą Mizerię i Dziwadła. Ala i Lasia w ogóle wymiękły i się nie pojawiły ;P Ale jak zmieścilibyśmy się w 8 na materacu Szczura to już nie wiem :D Ale zanim we 4 polegliśmy około 4-5 rano wydarzyło się jeszcze kilka śmiesznych rzeczy i ogólnie miło upływał nam czas, na przykład na graniu w zgaden sie bitte. Bardzo się ta gra spodobała Sąsiadce:D Jakimś cudem nawet nietomny Siur zgadł? :) Szczur chciała.... kurde straciłem wątek ;/ No w każdym bądź razie czuję się bogatszy o wiedzę lingwistyczną, a brudnickie śniadanie kolejny raz pokazało co to znaczy brudnickie śniadanie. Z Kołkami to na koniec świata i jeszcze jeden dzień dłużej :D Ale darmo Hanka... trzeba było wracać, pekaesem, i to na stojąco przez sporą część drogi.. ale oj tam, oj tam, nie ma co narzekać, najważniejsze, że my dojechali :D
A potem w sobotę trzeba było iść na osiemnastki :D Fajna sprawa chociaż solenizanci się oszczędzali z piciem :D Trzeba jeszcze pogwałcić trochę keyboarda i iść spać bo jutro lekcja, potem impreza medyczna a w międzyczasie może Avatar? :)
Dzięki Kołki i nie kołki! :)
Aa właśnie mi się przypomniało że mi się Woodstock śnił! Spaliśmy u kolesia w ogródku z szurapatymi kurami i trzeba było wracać przed północą, ale atmosfera była cudowna :D Śniło mi się także że odwiedziły mnie PAF... jak dawno juz ich nie widziałem :(
Minęło parę dni od ostatniej notki, jednak po ostatnim wybryku tego bloga kiedy to skasował pięknie napisany esej, jakoś nie chce mi się nic tu pisać... ;P Ale chyba warto, wydarzyło się parę rzeczy które wydają się być godne zapamiętania albo chociaż zapisania ;P Po piątkowych wyczynach na stoku stwierdziłem, że już nigdy nie ubiorę butów snowboardowych i że nigdy nie przypnę do nich deski. Zmieniam zdanie, gdy większość stłuczeń się zagoiła, a ja mogę już jako tako poruszać się o własnych siłach, być może powtórzę piątkowe wywrotki. Dobrze że we Wiśle można się łatwo znieczulić (górskie powiecze itp.), co też chętnie czyniłem z bratem i szwagrem. Bimber. Lubię. :) Ale nie pojechałem do Wisły z powodu parapetu, górskiego powietrza ani bimbru. Mój chrześniak obchodził swoje 5 urodziny, poważny wiek, nie ma co ;P W poniedziałek ledwo co zdążyłem na pierwszą lekcję gry na klawiszach i trzeba powiedzieć że postępy są naprawdę zauważalne :P Dzisiaj za to znowu poczułem się młodo i trochę nieswojo. Zostałem przyjęty w poczet studentów na jednej z katowickich uczelni. A teraz powiedzcie mi co to jest ta SESJA? Cały czas słyszę to słowo... Sesja to, sesja tamto... ;/
Może by tak basen dzisiaj? Tylko jeszcze legitki nie ma ;/ ;P
edit: Jednak zamiast basenu był "Sex, papryka i Rock'n'Roll" Dystrybutora faktycznie poniosło ale to był dobry film w doborowym towarzystwie :D Dzięki Siur ;)
Krew nagła mnie zalewa jak myślę, że mam pisać to jeszcze raz :( Zbudowałem takie piękne wielokrotnie złożone zdania, użułem tyylu równoważników zdań, a wszystko poszło się jebać ;/
Spróbuję jednak jeszcze raz...
Prawie że tak wyglądały moje ostatnie 3 poranki :D Mam nadzieję że to małe arcydzieło się spodoba paru Kołkom :D
Jedziemy z tym Koksem, ale bardzo skrótowo ;P
Piątek: Pierwsza partyjka Eurobusiness w tym roku a może nawet dziesięcioleciu ;P W towarzystwie kuzyna jego dziewczyny i sąsiada :P Towarzyszyła nam też flaszeczka lub dwie :)
Sobota: popołudniowy wyjazd na brudnickie balety :D Najpierw do bb, potem do Biertowic (Wiertowic ;P) Tam z świetnym zgraniem czasu przesiadka do Pyssywagon'a Szczura ;P I do Brudnicy, a w Brudnicy... A w Brudnicy... Jak zwykle! Zajebiście :D Może i "muzyka" nie całkiem taka jak kołki lubią, ale ja dałem radę. Gorzej ze Szczurem która musiała to przeżywać na trzeźwo ;P Ale taki jest los kierowcy :D Padło wiele haseł, nie pamiętam chyba żadnego z nich, ale był Szczur który wszystko ładnie zanotował w pamięci :D Dlatego po hasła odsyłam tam :D Warto zaznaczyć że łatwo dostać przysłowiowy pierdol w Brudnicy, za nieprawidłowe trzymanie rąk i rozmawianie w innym języku niż Polski :P Ale warto też dodać że to były jedyne przykre incydenty ;P Było wiele wiele miłych, chociażby wstydliwe Brudnickie dziewczęta ;P Nie mylić z Poznańskimi Dziewczętami :D
Niedziela: dzień WOŚPu. Po powrocie z Brudnickich pląsów trzeba było się udać na plac targowy gdzie na dzień dobry przywitał mnie Stonehenge, a kawałek dalej po przerwie na piwo, góra osiem pojawiła się grupa Całą Góra Barwinków :D Była Ekipa Czulaczki z Mariuszem Dominikiem i Judytą na czele :D Poznałem nawet osobiście Olę, chociaż nie wiem czy pierwszy raz? Potem pojawił się Byku ze swoją grupą na czele... To znaczy był Byku, Jadźka na czele i grupa...:) Nie zabrakło też Marka Ślimaka P. z Kingą i jego bratem. Same szpece od ślrubokrętów, okien a przede wszystkim od transportu i logistyki ;P Pod koniec siedzieliśmy już wszyscy razem, ale już się nie sztachaliśmy helem :D Bo się skończył ;)
Poniedziałek: Dzisiaj najważniejszym wydarzeniem było odwiedziny Siura u mnie :D Pod pretekstem odebrania mi Szczurowych notatek obejrzeliśmy Kill Bill'a i skurzyliśmy shishkę. Ola twierdzi, że do teraz czuje jej smak ;)
I gotta feeling that this weekend was a good weekend :D Ponadto chciałbym bardzo podziękować Szczurowi za naprawdę dobrą zabawę :) Reszcie kołków i nie-kołków oczywiście też :) Przynajmniej nie mam złamanej nogi ;D
Może i tytuł trochę mylący, ale nie mogłem wymyślić lepszego. Chciałem napisać tylko, że wymieniłem dziś własnymi siłami tłumik w Golfie... dwójce. Nie ryczy już niestety jak GTI i znów 10 koni mniej :( Ale pocieszam się bo może znowu urwę niedługo :) Tymczasem nachodzą mnie dziwne sny, ostatni jaki pamiętam wygląda tak: siedzimy na stacji już w powrotnej drodze z Woodstocku. Stację dobrze kojarzę z innych snów, gdzieś w okolicach Skoczowa albo Goleszowa ;P Podjechał pociąg, wszedłem zobaczyć czy to ten, ale on ruszył. Na szczęście Siur zabrał mi bagaże i usadowił się w przedziale z jakimiś Hinduskami które nie chciały pić herbaty, ale całkiem dobrze mówiły po polsku ;P Myślę, ze to ma związek z tym że za 200 dni będziemy już na polu woodstockowym, lub, w najgorszym przypadku, w drodze na nie :D BTW dobrze jest sypiać do 13 :) ;P
"Umrzeć to jak obudzić się po naprawdę udanej imprezie, kiedy człowiek ma jeszcze sekundę czy dwie niewinnej swobody, nim zacznie sobie przypominać, co robił wczoraj w nocy, a co wydawało się takie logiczne i takie śmieszne. Jeszcze później pamięć podsuwa wspomnienie tego naprawdę rewelacyjnego numeru z kloszem od lampy i dwoma balonami, wszyscy boki zrywali ze śmiechu... Po czym uświadamia sobie, że dzisiaj wielu osobom będzie musiał spojrzeć w oczy, a jest już trzeźwy, i oni też, ale wszyscy pamiętają..."
Umarłem. :D Bo to był sylwester na miarę nowego tysiąclecia, co zostało zresztą dokładnie przedyskutowane :D Przy klimatycznym ryżu w nastrojowej muzyce z lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku przedyskutowane zostały także sprawy bardziej poważne. Nie pamiętam już niestety jakie. Pamiętam za to, że była Skurwolańska na pierwszy ogień :D W wyborowym towarzystwie oczywiście nie mogło by jej zabraknąć. Dużo śmiacia ogólnie było, jazdy samochodem po pijaku, tańczenia (również do Muzyki zespołu Fill). Nie odbyto się też bez gry w zgaden sie bitte (Wo ist wo? wg. Siura [czyt. hujstwo - wg. Zbycha z Goczałkowic]). No i o północy poszlimy na pole, a tam ciocia Krysia. Piotr bardzo entuzjastycznie zareagował na tą wiadomość. Były zimne ognie (Siur gasił je na języku), szampany, rakiety i lasery. Odwiedziliśmy też siostrę moją :D Następnie wróciliśmy do domu, Siur poszedł spać a my pić dalej... Piotr dołączył do Siura w późniejszym terminie, Mizeria w związku z tym pozmywała naczynia za co jestem jej dozgonnie wdzięczny :) Ogólnie pomysł imprezy w klimatach lat prohibicji wydaje mi się trafiony :D Sesja z cygarem w buzi jest wspaniaa :D Nie przeszkodziło mi nawet podbite oko ;)
1 stycznia był dalszym ciągiem imprezy, chociaż już nic nie piliśmy to oglądnęliśmy "Happy tree friends". Dowiedzieliśmy się wiele ciekawych sentencji życiowych, m.in. takiej że życie to impreza i że każdy jest na nią zaproszony. :D Almondowar też dał radę, chociaż wg. mnie mogło być lepiej ;P Być może to zbyt ciężkie kino na afterparty ;P
"Pewnie się zastanawiacie czy po tym całym zamieszaniu zostały mi jeszcze jakieś klosze i balony?" :D Balony owszem, a do tego szampany, które mam nadzieję wypijemy przy najbliższej okazji ;) Dziękuję wszystkim paniom i panom kołkom :D I T. Pratchett'owi za użyczenie cycatów :D