środa, 20 stycznia 2010

Boazeria vs. parapet.

Minęło parę dni od ostatniej notki, jednak po ostatnim wybryku tego bloga kiedy to skasował pięknie napisany esej, jakoś nie chce mi się nic tu pisać... ;P Ale chyba warto, wydarzyło się parę rzeczy które wydają się być godne zapamiętania albo chociaż zapisania ;P
Po piątkowych wyczynach na stoku stwierdziłem, że już nigdy nie ubiorę butów snowboardowych i że nigdy nie przypnę do nich deski. Zmieniam zdanie, gdy większość stłuczeń się zagoiła, a ja mogę już jako tako poruszać się o własnych siłach, być może powtórzę piątkowe wywrotki. Dobrze że we Wiśle można się łatwo znieczulić (górskie powiecze itp.), co też chętnie czyniłem z bratem i szwagrem. Bimber. Lubię. :) Ale nie pojechałem do Wisły z powodu parapetu, górskiego powietrza ani bimbru. Mój chrześniak obchodził swoje 5 urodziny, poważny wiek, nie ma co ;P
W poniedziałek ledwo co zdążyłem na pierwszą lekcję gry na klawiszach i trzeba powiedzieć że postępy są naprawdę zauważalne :P
Dzisiaj za to znowu poczułem się młodo i trochę nieswojo. Zostałem przyjęty w poczet studentów na jednej z katowickich uczelni. A teraz powiedzcie mi co to jest ta SESJA? Cały czas słyszę to słowo... Sesja to, sesja tamto... ;/

Może by tak basen dzisiaj? Tylko jeszcze legitki nie ma ;/ ;P

edit: Jednak zamiast basenu był "Sex, papryka i Rock'n'Roll" Dystrybutora faktycznie poniosło ale to był dobry film w doborowym towarzystwie :D Dzięki Siur ;)

Egészségedre! :D

2 komentarze:

  1. Zajmując się treścią przenośną jednego fragmentu notki (bo nie wątpię, że ta treść jest tam zawarta ;p) informuję, że Bimber pozdrawia:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Chmur :D Za podwiezienie, przywiezienie i ogólnie towarzyszenie :D Auf wiedersehn! ^^

    OdpowiedzUsuń